Stanisław Guzdek
stary wyga
Dołączył: 05 Paź 2006
Posty: 193
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Wadowice Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:29, 01 Kwi 2008 Temat postu: |
|
|
Jesteśmy już w kraju, trochę zmęczeni, ale już pracujemy (ja na pewno).
Serdecznie dziękuję wszyskim w imieniu całej ekipy za pozytywne kibicowanie, trzymanie kciuków, etc.
Były to trudne mistrzostwa, bo praktycznie trzy rodzaje łowisk - jeziora, duża rzeka oraz dwie małe rzeczki, w każdym przypadku inna specyfika rywalizacji.
W mojej ocenie zespołowi brakło dwóch-trzech dni wędkowania treningowego na terenach treningowych rzek mistrzostw oraz popływania na łódkach (bez możliwości łowienia) i rozpoznania jezior mistrzostw.
Obserwacja wędkujących tam wędkarzy niezawodników, jak łowią, na co łowią, gdzie znajdują ryby.
Jeziora na których trenowaliśmy były jednak odmienne od mistrzowskich,
Czesi, Anglicy, Nowozelanczycy, Francuzi poznali te łowiska doskonale, trenowali tam w zeszłym roku, a także nawet miesiąc przed imprezą (oczywiście w ramach przepisów FIPS Mouche.
Nie analizowałem jeszcze wyników z poszczególnych łowisk, ale wydaje mi się że największe straty poniesliśmy na jeziorach, a nastepnie na dużej rzece, małe powinny wypaść najlepiej.
Medal mimo wszystko był w zasięgu naszych możliwości, brakło łutu szczęścia i pewnie jak to zwykle w sporcie bywa wyższych umiejętności - wszak szczęście sprzyja lepszym.
Drużyna prowadzona przez Andrzeja świetnie współpracowała podczas treningów oraz zawodów - aż chciało się walczyć, była wzajemna mobilizacja.
Poszczególnych zawodników zapewne oceni trener, ja powiem kilka słów
o swoim łowieniu.
I tura - duża rzeka - 13 ryb - 6 poz. w sektorze
losuję bardzo długie stanowisko, z jedną typowa dość głęboką wlewką.
Nie łowiłem na treningach oficjalnych na tej rzece i musze się oprzeć na opiniach kolegów.
Uznaliśmy, że rozpoczynam od metody żyłkowej z końcowym przyponem 0.20 mm.
Wolno uzbroić tylko jeden zestaw, dlatego wybór metody jest bardzo istotny.
Rozpoczynam od wlewki, optycznie najlepszego miejsca i mozolnie dostarczam sędziemu ryby.
Pół godziny do końca mam 9 ryb, żadnej na szczęście nie zrywam (54 cm największa), trzy spady.
Idąc w dół rzeki znajduję za duzym kamieniem niewidoczną z brzegu płytką rynnę gdzie łowię szybko cztery ryby i trzy spadają.
W tej turze błędem było poprawianie rynny po pierwszym przejściu dosyć dokładną metoda żyłkową, wówczas znaleziona rynna znacznie wcześniej powinna dać kilka ryb więcej do wyniku.
Jak się też okazało poźniej należało łowić linką pływającą lum intermedium mokrymi muchami i to najlepiej niewielkie ryby - szybko i dużo.
II tura jezioro głębsze - 1 ryba - 18 poz. w setorze
To fatalny wynik i dla mnie i dla drużyny. łowię z bardzo dobrym wedkarzem jeziorowym amerykaninem Naranja.
Porozumiewamy sie błyskawicznie, ustalamy wspólnie wędkowanie w miejscu z mojej mapki, on ma podobne namiary, łowimy wspólnie kapitanując bez losowania.
Obaj nie konsultując się mamy założone linki tonące trzeciej klasy, on łowi dosyć szybko ściągając linkę, ja wolniej łowiąc ważkami.
Amerykanin łowi pierwszą rybę, 24 cm pstrąga, ja zapinam ok. 60 cm tęczaka, długa walka, ryba podczas podbierania spina sie z haka.
Za chwilę zapinam następnego 42 cm, wyholowany i zapisany.
Amerykanin łowi szczęśliwie drugiego pstrąga. Po kolejnych dryfach zacinam i ląduję dwa duże tęczaki, niestety w obu przypadkach podczas walki lub w podbieraku ryby przepinaja się z pyska za bok, pokazuję sędziemu krwawiące ranki w pyszczku, niestety oba są niezaliczone.
W międzyczasie partner łowi trzeciego pstrąga.
Tura się kończy, wynik fatalny.
W holach 4:3, w rybach 1:3.
Przyznam nie miałem podczas zawodów przypadku takiego przepięcia ryby, a tym bardziej dwóch takich w jednej turze.
Może to jednak sprawa trzech much oraz wielkich dzikich i mocnych ryb.
Trzy, cztery ryby, czy nawet dwie to byłby przyzwoity wynik, "jedynek" było sporo i ta tura w rezultacie niweczy mój końcowy wynik indywidualny, a drużynie przywalam 18 pkt.
III tura - płytkie jezioro - 2 ryby - 8 poz. w sektorze
Losuję sympatycznego Szweda, który oddaje mi kapitanowanie bez chwili zastanowienia.
Pokazuję mapę sędziemu, ten bez pudła trafia w miejsce wędowania Lucka Burdy.
Pierwsze rzuty i ku mojemu zdziwieniu Szwed który podobnie jak ja łowi na linkę clear intermedium zacina chyba z pięć pstrągów, zaliczając dwa, łowi chaotycznie i nieporadnie ale skutecznie.
Ja w tym czasie zapinam "konia", który pomimo mojego oporu wjeżdża w trawsko i zrywa muchę.
za kilka minut mam ok. 25 cm pstrążka, który podczas holu skacząc jak to zwykle tęczaki - spina się - sytuacja wygląda nieciekawie.
Szwed ma znowu kilka ryb, wyjmuje trzeciego tęczaka.
Po chwili ja zapinam sporego tęczaka, wydzieram go z roślin, naprowadzam dio podbieraka i w tym momencie pełne osłupienie - Szwed wymachując kijem wali z wielką siłą w końcówkę mojego Loomisa -zrywa mi pstrąga z zestawu, na szczęście kij wytrzymuje.
Nie wytrzymuję, wiązanka cierpkich słów, sędzia, który wcześniej też oberwał od Szweda muchą w tył głowy beszta go notując sytuację w swoim kajecie.
Niestety jednak dla mnie mam w tym momencie zero.
Szwed skruszony w geście przeproszenia w zaciśniętej ręce podaje mi swoją tajną muchę - widząc że jest skuteczna bez namysłu wiążę ją na prowadzącą.
Pierwszy rzut, dwa pociągnięcia, spory tęczak po walce laduje na miarce sędziego.
Drugi rzut to samo - mucha Szweda to niesamowity killer.
Trzeci rzut, trzeci tęczak odjeżdża - krótka walka i luz na wędce - sprawdzam - wyprostowany haczyk Knapka.
Pokazuję Szwedpwi, ten wzrusza ramionami i mówi - Knapek i że to była jego ostatnia mucha, poza tą co łowi.
Zawiązuję inną z pomarańczową główką, Luckowi łowiła, ale to już inny dzień, dzisiaj mają ją w nosie.
Po pół godzinie beskutecznego machania, ryzykowna decyzja - doginam haczyk w killerze i dowiązuję na prowadzącą.
Wynik - jak zaczarowane, pierwszy rzut, dwa pociągnięcia linką i kolejny tęczak odjeżdża, jest 2-3 kg, krótka walka i znowu luz - sprawdzam hak - jest znowu wyprostowany.
Zmieniam łowną muchę na inną i do końca tury zacinam tylko jednego drobnego tęczaka, który po pary młynkach spada.
Szwed sześcioma rybami wygrywa sektor, traci drugie tyle, ja dwomaq kończę na ósmym miejscu.
Co by było gdyby Knapek był prawidłowo zahartowany, tego się już nie dowiem - jak to zwykle bywa pozostało mi gdybanie.
IV tura - mała rzeka - 15 ryb - 4 poz. w sektorze
Łowię pod prąd długim przyponem na trzy małe nimfki - mam to wytrenowane na oficjalnym treningu - zaqczynam od końca stanowiska.
Systematycznie zanoszę pstrągi do sędziego - do końca dwadzieścia minut, mam ich piętnaście, zacinam szesnastego, sięgam po podbierak na plecy i zdumienie - po podbieraku nie ma śladu.
Trzymam pstrąga na wędce i nerwowo rozgladam się czy nie leż gdzieś na dnie.
Wiem że nie mogę dotknąć ryby, sam nie wiem jak na to wpadłem - łapię za dasze od czapki z głowy i podbieram pstrąga -zanoszę do sędziego.
Na moje nieszczęście na stanowisko w tym momencie przychodzi japońsjiej urody sektorowy - każe mi nie kontyunuować tury bez podbieraka.
Wyjaśniam mu, że gwoli ścisłości nie ma w przepisach definicji podbieraka -ma być do 122 cm długi i bezwezłowy.
Sektorowy w tym momencie zmienia decyzję i pozwala kontynuować łowienie.
Kończę na dwudziestu rybach, pięć z nich jest niepewnych - zaliczają mi do wyniku 15 - zajmuję 4 lokatę w sektorze.
Kierownictwo ekipy nie decyduje się na złożenie protestu, gdyż nie przesunęło by to drużyny w górę.
Zwykle mam drugi podbierak rezerwowy, ale z przyczyn ograniczenia ilości bagażu został w Polsce.
Cóż, to mój ewidentny błąd.
Był to z bardzo solidnym, przez siedem lat niezawodnym mocowaniem podbierak firmy Marriat - jednak "cuda" się zdarzają.
V tura - mała rzeka - 9 ryb - 8 poz. w sektorze
Stanowisko wygląda dosyć obiecująco, ale z tego co pamiętam zostało mocno przełowione.
Połowa stanowiska to istna dżungla, rzeka płynie w głębokim kanionie
i w jej najostrzejszym odcinku leży masa zwalonych drzew - łowienie na tym odcinku jest po prostu niemożliwe.
Elektryczny pasterz nad samą wodą wyklucza łowienie z brzegu.
Rozpoczynam od końca staniowiska, mam problemy z dobraniem much na tym odcinku, kilka krótkich ryb, szybkie obławianie pod prąd nimfkami na 4 metrowym przyponie, mozolne zbieranie rybek, jest ciężko - widać, że ryby łowię wyłącznie po samymi trawami i krzakami, te z otwartej wody poprzykrywały się kamieniami.
Sektorowy o fizjonomi japończyka pożycza mi swój prywatny podbierak, który nie ma dobrego mocowania - załączony do uchwytu kabel rozciąga się okropnie i muszę uchwyt podbieraka wciskać pod pasek od woderów.
Wydobywanie podbieraka mam utrudnione, dwie, trzy ryby przez przedłużające się holowanie spada z haków - kończę na dziewięciu rybach -to za mało na dobry wynik.
analizując łowienie na małych rzekach dochodzę do wniosku, że powinienem rozpocząć łowienie od środków stanowska, łowić w górę do początku stanowiska, a później wrócić się na koniec stanowiska i obłowić do środka stanowiska, gdzie rozpopcząłbym turę.
Wydaje mi się, że stanowiska na małych rzekach w swych odcinkach końcowych zostały najbardziej przełowione.
Mam olbrzymi niedosyt, wrażenie zostawienia niedokończonej roboty.
Trochę pecha i błędów, które nie powinienem popełnić.
Zawsze jest coś co można było zrobić lepiej, ale w tych mistrzostwach tego coś było zbyt dużo.
Lucek, Piotrek połowili najlepiej w swoich karierach zawodniczych - Marek, ja i Artur w wymienionej kolejności mamy sobie odpowiednio sporo do zarzucenia.
Jeżeli chcemy medali musimy od siebie wymagać tzw. maksa.
Serdecznie pozdrawiam.
Staszek Guzdek
Post został pochwalony 0 razy
|
|