Piotr Konieczny
stary wyga
Dołączył: 06 Paź 2006
Posty: 465
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 17 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Rymanów
|
Wysłany: Wto 15:45, 13 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Moje mistrzostwa świata zaczęły się wiele dni przed czerwcem. Komunikaty, materiały, hotele wieczne czegoś szukanie i setki maili – zresztą najlepiej wie o tym Staszek Cios, bo wszystko przechodziło przez niego . Jak były już zaklepane przez wizytację FIPS hotele to znaleźliśmy nowe, myślę że dla naszej imprezy lepsze. Jak mieliśmy ustalone sektory to znów ilość zgłoszonych państw i woda na Solince wymusiła zmiany.
Tu musze jeszcze raz podziękować (oprócz wszystkim na miejscu) Staszkowi i Paulowi Vekemansowi, którzy cierpliwie i z zaufaniem podchodzili do nowych pomysłów.
No ale pewno nie na relacje organizacyjne czekacie.
Pominę też kwestie przyjmowania drużyn i treningi.
Pierwszą turę losuję na jeziorze a druga na rzece. Jestem zły bo w oba dni kiedy są dwie tury musze brać sprzęt na jezioro i rzekę. Przyjeżdżamy na przystań a tu wody prawie nie ma. U góry na I sektorze widać tylko koryto Sanu! Okazuje się że elektrownia przygotowując się na wszelkie przygody z woda na Sanie zrobiła olbrzymią rezerwę na Myczkowcach. Ale na 45 min przed tura woda płynie z góry! Płynie i wszystko mąci. Wypływamy 15 min przed turą i prąd wody niesie nas w dół sektora . Łowię z sympatycznym Niemcem, który podpatruje linkę i muchy, po chwili zakłada takie same jak moje. Wiosłuje nam Sławek Skałuba cały czas „kibicując” by jak najlepiej poszło. Zaczynam łowić w pierwszej miejscówce i choć ryby czasem się pokazują na powierzchni to jednak nic nie bierze. Po 40 min płyniemy na druga stronę. Niemiec nie ma żadnych oporów i kapitanujemy we dwóch. Pod ujściem potoczku woda jest trochę czyściejsza ale dalej nic nie możemy złowić. Po ok. godzinie łowię szczupaka. Jeszcze parę minut i mam branie. Pstrążek nie jest duży ale mam rybę! Do tej pory nie widziałem by ktoś cokolwiek złowił. Jestem spokojniejszy więc proponuję powtórzenie dryfu. Okazuje się to strzałem w dziesiątkę ale dla mojego partnera. W 10 minut łowi 4 ryby! Ja w tym czasie bez brania. Dobiega druga godzina i nic, łodzi koło nas coraz więcej a ryby jakby wymiotło. Na 50 min. Przed końcem proponuje powrót do przystani. Jak woda się oczyściła to może tam będzie lepiej. Sławek wiosłuje ile pary i po paru minutach jesteśmy. Niestety woda brudna pod pomostem i za mało czasu aby wracać. Próbujemy zatem na początku sektora gdzie pływa Piotrek Zieleniak z Francuzem. Bertrand nie ma ryby! Ja i mój towarzysz tez do końca bez brania. Zostaję niestety z jedna ryba i to najmniejszą w sektorze. Nie takiego początku oczekiwałem. Na pocieszenie, choć kiepska to pociecha wiadomość że Francuz i wielu dobrych wędkarzy zjechało z zerami. Mojemu koledze z łodzi 4 ryby dało chyba 2 lub 3 miejsce w sektorze. Miał jeszcze jedną dużą rybę ale z premedytacją urwał żyłkę. Na moje zdziwienie odpowiedział, że był to szczupak. Obaj ze Sławkiem widzieliśmy tą rybę – była to naprawdę duży, stary myczkowiecki pstrąg (troć?). Mina Niemca jak powiedzieliśmy mu o tym była niepocieszona. Idę do autobusu.
Rozmowa z trenerem nie jest wesoła: i on i ja jesteśmy załamani moim rezultatem. Za wiele czasu jednak nie mamy bo już wyjazd na następny sektor.
Mimo że łowię i skupiam się na sobie to jednak dzwonie czy wszystko idzie dobrze. Wiem, że są opóźnienia na IV i V sektorze ale wszystko jest opanowane. Sektorowi i sędziowie stanowiskowi dają radę. Na Hoczewce kopią pod filary mostu i brudzą wodę, na Postołowie rozkopali drogę. Telefony, interwencje, a Jasio Janik i spółka załatwiają sprawę.
Posiłek i już następny sektor.
Musze skupić się na swoim łowieniu. Losuje wlewik pod Wańkiem na Łączkach. Dobre stanowisko gdzie w I turze złowiono 13 ryb. Powyżej 14 Francuz, poniżej 10 ale nie wiem kto. Na stanowisku powyżej mam Amerykanina, poniżej znajomego Norwega. Zaczynam streamerem i szybko łowię rybę. Ładny pstrąg powyżej 30 cm. Następne rzuty i tylko drobiazg. Obstukuję suchą i też nic. Niżej Eryk łowi rybę za rybą. Wyżej USA tez ma kilka ryb. Ja ciągle na sucha bez brania i po 40 minutach biorę nimfy. Dalej nic. Na brzegu zbiera się coraz więcej ludzi. Wszyscy doradzają, podpowiadają, kibicują. Wiem, że jeśliby mogli złowiliby ryby z mnie. Jednak boję się, że obserwator międzynarodowy (przyjechał na imprezę na własny koszt z Tasmanii) wpisze uwagę do karty i nawet tej jednej ryby nie zaliczę!
Mija godzina i nie mogę sobie poradzić. Moje nimfy nie są jedzone! Musze się z tego otrząsnąć i wreszcie zacząć łowić!
Zmieniam jeszcze raz nimfy i cały przypon, jestem już na końcu stanowiska. Zaczynam łowić długa linką na wodzie. Pierwsze branie trochę zaskakuje i dziwi. Ważne że jest ryba. Na końcu stanowiska mierzę ją wraz z Norwegiem. Mówi mi jak łowi i że ma osiem ryb! Przegrywam 8:2. Szykuje się kolejna katastrofa. Biegnę na początek stanowiska. W godzinę łowię 6 ryb, w następnej jeszcze 2. 7 pstrągów i 3 lipienie wystarczają do 3 miejsca w sektorze. Eryk łowi 14 pstrągów i jest drugi, wygrywa większa 14. Obroniłem się choć znów nieszczęście było blisko. Dowiaduję się, że po I turze byliśmy na 3 miejscu. Może nie będzie źle? Wieczorem następna wiadomość: po II turze 2 miejsce. Oby tak do końca…
Post został pochwalony 3 razy
|
|